Przez wiele lat dla naszego psa (kundelka znalezionego ponad 13 lat temu) Sylwester był najgorszą nocą w roku. Tę spędził w miarę na luzie, a to tylko dlatego, że z racji podeszłego wieku niedosłyszy. Ale dopóki miał doskonały słuch, każdy Sylwester był dla niego katorgą, podobnie jak dla wielu innych psów. Najgorsza nawet burza w porównaniu tym, co się wtedy działo, była błahostką. Właściwie już wczesnym popołudniem, kiedy niecierpliwi zaczynali strzelać z petard, nie mógł sobie znaleźć miejsca w domu, dysząc i drżąc ze strachu szukał jakiejś kryjówki, w której poczułby się bezpiecznie. Wszelkie próby zagłuszenia czy przytłumienia odgłosów wystrzałów, zwłaszcza w okolicy północy, zdawały się na nic. Strach był tak wielki, że ulgi nie przynosiły nawet środki uspokajające, przepisywane przez weterynarza. Z oczami jak u baseta, na rozjeżdżających się łapach, biedaczyna próbował dostać się do wanny (właściwie nie wiem dlaczego wydawało mu się, że tam jest bezpieczniej). Nie wiedzieliśmy jak mu pomóc, byliśmy bezradni. Dopiero nad ranem, kiedy cichły huki, wyczerpany zasypiał. Ale spokój nie trwał długo, bo powtórka z rozrywki, no może z mniejszym natężeniem, zaczynała się już w Nowy Rok rano, kiedy ci, którzy nie byli zbyt skacowani zaczynali strzelać z tego, czego nie udało im się zużyć o północy. I tak przez cały dzień... W zeszłym roku widziałam pewnego tatusia, który wraz z małymi synkami przyjechał na parking obok osiedla wystrzelać niezużyte petardy. Rozumiem, że pijane wyrostki są bezmyślne. Ale odpowiedzialni tatusiowe powinni raczej pomyśleć ile krzywdy tą swoją zabawą mogą wyrządzić innym. A nie wspomnę już o tym, ile psów wystraszonych hałasem uciekło i nigdy się nie odnalazło. Nasz Nero też miał tendencję do uciekania gdzie oczy poniosą, gdy tylko go coś wystraszyło. Dlatego 31 grudnia i w Nowy Rok nadal unikałam dalekich spacerów i zawsze prowadzę go na smyczy, bo przecież musi wyjść, chociaż na krótką chwilę.
Ten blog jest o tym co łączy mamę i córkę. O wspólne spędzanym czasie na zabawie, szaleństwach, spacerach, gotowaniu, jedzeniu, strojeniu się, czytaniu i wszystkim innym co razem lubią robić Mała i Mama. O tym, że mama i córka to przyjaciółki, zgrany duet. O marzeniach. Mała chciałaby być wróżką albo księżniczką i marzy o tym, żeby nauczyć się latać. Mama już wie, że nigdy nie będzie ani wróżką ani księżniczką, ale wciąż wierzy, że kiedyś nauczy się latać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz