czwartek, 30 stycznia 2014

Uśmiech = żona


W domu był włączony telewizor. Mała patrzy i mówi:
Mamusiu, podoba mi się ten pan. Jest przystojny. Myślisz, że ma już żonę?

Mała jeździła na nartach z instruktorem. Po jeździe taki potoczył się dialog między mną a Małą:
Ja: Fajny był instruktor?
Mała: No, fajny.
Ja: A myślisz, że ma już żonę?
Mała: Nie wiem. Nie pytałam, bo nie wypada pytać o takie rzeczy dorosłego mężczyznę. Ale myślę, że tak, bo miał uśmiech.

Mamusiu, czy lepiej najpierw znaleźć sobie żonę albo pana i dopiero wtedy urodzić dziecko, czy lepiej najpierw urodzić? A jak się najpierw ma dziecko to już nie można wyjść za mąż?

niedziela, 26 stycznia 2014

Owocowy obrazek

Mała uwielbia owoce i nie trzeba jej zachęcać do ich jedzenia. Wręcz przeciwnie. Potrafi pochłaniać je w ogromnych ilościach. Ale czyż nie jest  fajnie zrobić coś pięknego z ulubionych przysmaków? W końcu ładnie podane smakują  jeszcze lepiej! A i podczas przyrządzania można świetnie się bawić. Hmm, ale co by z nich zrobić? Mała wpadła na pomysł "owocowego obrazka". Wyjęłyśmy wszystkie owoce, jakie akurat maiłyśmy w domu, czyli: gruszkę, banana, ciemne winogrona, mandarynki, kiwi, jabłko, suszone jagody goi i żurawiny.


Mała wymyśliła, jak pociąć owoce, żeby powstała z nich rajska wyspa. Nie pozwalam jej jeszcze posługiwać się ostrym nożem, choć bardzo by chciała. Ale owoce (te miękkie) może sama ciąć, oczywiście pod moim czujnym okiem. Jaka jest z tego dumna! Z zapałem cięła krążki banana, rozdzielała ćwiartki mandarynki, a potem z powycinanych kawałków owoców na talerzu układała słońce, palmę, wyspę. I voila, powstał piękny obrazek, a przy tym smaczna i zdrowa przekąska! Myślę, że owoce podane w ten sposób, zjedzą nawet owocowe niejadki.


piątek, 24 stycznia 2014

Mała i łyżwy

Mała już od dawna marzyła o łyżwach. Myślałam, że powinna jeszcze trochę podrosnąć i planowałam kupić je jej dopiero za rok. W końcu jednak uległam. Kiedy dostała piękne nowe, białe łyżwy chciała je natychmiast wypróbować. Nie mogła się doczekać następnego dnia, kiedy mieliśmy iść na lodowisko. Ja od wielu lat nie miałam łyżew na nogach i mimo, że jako dziecko spędzałam bardzo dużo czasu na lodowisku, umiejętności łyżwiarskie gdzieś przepadły. Tata potrójnego tulupa też raczej nie zrobi. Okazało się, że na tafli najbardziej pewnie z nas wszystkich czuła się Mała. Co prawda zaliczyła upadek i na twardym lodzie obiła trochę pupę, ale nie zraziła się. 


Wygląda na to, że jazda na łyżwach dołączy do wciąż powiększającej się listy naszych aktywności i będziemy stałymi bywalczyniami na lodowisku. Z resztą i mnie nie zaszkodzi potrenować trochę i powrócić do sprawności łyżwiarskiej sprzed lat.





czwartek, 23 stycznia 2014

Moje bransoletki

Kiedyś bardzo lubiłam nosić ozdoby na szyi. Ale ten czas minął. Teraz stawiam na bransoletki. Mam ich na prawdę sporo. Ostatnio moją kolekcję wzbogaciłam o kilka nowych (zakupionych na Allegro), koralikowych z zawieszkami, za grosze. Kosztowały 5-8 zł, dlatego skusiłam się na kilka. Ładne, prawda?







niedziela, 19 stycznia 2014

Niestosowne balony

Jakiś czas temu rozpoczęłam pisanie serii "Rozmówki małe i duże", czyli śmiesznych powiedzonek Małej i jej rozmów z dorosłymi. Oto kolejne:

Toczyła się rozmowa na temat  mojego wieku.      
Mama: Marysiu, wiesz ile mam lat?
Mała: 90?

Mała była przeziębiona i kaszlała.
Babcia: Ale Cię ten kaszel męczy.
Mała: No, męczy, męczy, ale się nie poddaję!

Chciałam wejść do pokoju Małej
Mała: Czy możesz zdjąć pantofle zanim wejdziesz na mój dywanik?
Mama: Dlaczego?
Mała: Bo teraz wprowadziłam taką zasadę.

Mama: Chciałabyś, żeby spadł już śnieg?
Mała: No, minimalnie bym chciała.

Dzwoni telefon.
Mama: Czy mogłabyś mi podać telefon?
Mała: Właśnie do tego zmierzam.

W sklepie, próbując naciągnąć mnie na zakup słodyczy.
Mała: Kupisz mi coś słodkiego.
Mama: Mina świadcząca o tym, że nie ma mowy.
Mała: To tylko taka propozycja...

Zabrawszy się do mycia naczyń.
Mała: Będzie błyszczało aż strach.

Pompowałyśmy balony na Sylwestra.
Mała: Te balony są niestosowne, bo pękają.

Pijąc herbatę:
Jestem normalną osobą, bo piję łyżką.

A Wy zapisujecie takie powiedzonka swoich Bąbli?




czwartek, 16 stycznia 2014

Reset

O rety, już rano! Dzwoni budzik. Trzeba wstawać. Zaczyna się! Szybko na równe nogi, do łazienki, trzeba prędko się pozbierać, bo zaraz trzeba budzić Małą. Ona stawia opór, chce jeszcze pospać, ale już późno. Szybko wlokę ją do łazienki, problem z myciem zębów, bo chce spać, problem z ubieraniem, bo chce spać, problem z czesaniem, bo chce spać... Uff, wreszcie w samochodzie. Jedziemy do przedszkola. Odprowadzam Małą, potem szybko do pracy. Po pracy zakupy i biegiem do domu. Mała głodna, trzeba coś przyrządzić. Ale w tym samym czasie Mała chce pograć z Mamą w grę, ale przecież jest głodna i muszę jej coś zrobić. I jeszcze się zachciało pić. Trzeba zrobić pranie, bo na jutro już nic czystego w szafie Małej nie zostało. "Mamo, chodź pograjmy!"O! Małej rozlało się picie, trzeba wytrzeć, a przynajmniej poprawić to, co próbowała sama pościerać. Zbliża się wieczór, Mała musi iść się myć. A ona w samym środku zabawy. "Jeszcze nie, chcę się jeszcze pobawić, plisss!". Wreszcie kąpiel, do łóżka i czytamy bajkę. Mała nie może zasnąć, gada, co chwila zapala światło. Wiem, że rano znów będzie problem. A tu trzeba jeszcze ogarnąć dom... I tak (w wielkim skrócie i przybliżeniu) codziennie od poniedziałku do piątku.
Mimo, że Mała jest cudowna, kocham ją najbardziej na świecie, uwielbiam z nią być, zdarza się, że mam wrażenie, że od tego wszystkiego oszaleję i głowa mi pęknie. Dlatego czasem po prostu muszę się zresetować. Uwolnić głowę od tego co trzeba, co muszę, co powinnam. Bieganie to doskonała metoda. Ale chwilowo mam zakaz wydany przez lekarza. Dlatego wczoraj zresetowałam się w kosmosie. To znaczy w kinie, na filmie "Grawitacja" w 3D. Może nie jest to dzieło sztuki, ale robi wrażenie! I co ważne, pozwala na chwilę wyłączyć myślenie o obowiązkach i codzienności i polatać z Sandrą Bullock i Georgem Clooneyem po orbicie.


poniedziałek, 13 stycznia 2014

Mała i jej pies

Mała kocha psa, pies kocha Małą. Na szczęście moje obawy, które miałam jeszcze w ciąży, nie sprawdziły się. Nasz pies, znaleziony kundelek Nero, wtedy miał już 8 lat. Był dorosłym, zazdrosnym i rozpieszczonym psem, z ugruntowaną pozycją w domu (przyznaję, popełniłam, błędy wychowawcze gdy był maleńkim szczeniakiem). Obawiałam się, jak przyjmie, jakby nie było, konkurencję w postaci małego osobnika, który skupi na sobie większość naszej uwagi i nie ukrywajmy, czułości. Zmianę w jego zachowaniu, pozytywną na szczęście, zauważyłam już podczas ciąży. Czuł, że jestem jakaś "inna". Zrobił się delikatniejszy. Do tej pory miał zwyczaj witać się, skacząc i opierając łapy o mój brzuch. Wtedy przestał to robić. Z kolei któregoś dnia poszedł do mnie jakiś obcy piesek, który nie sprawiał wrażenia groźnego. Nero, który w stosunku do przedstawicieli swojego gatunku (i nie tylko) jest łagodny, cały się zjeżył, zaczął warczeć i odstraszył intruza. Ale mimo to, im bliżej było porodu, tym bardziej się denerwowałam jak sobie poradzi z zazdrością. Czy się załamie, czy stanie agresywny? Dużo naczytałam się na temat przygotowania psa na przyjście nowego członka rodziny. Gdy Mała pojawiła się na świecie i byłyśmy jeszcze w szpitalu, mąż przynosił do domu jej rzeczy i dał psu do wąchania. Żeby w ten sposób „poznawał” nowego członka rodziny. Kiedy razem z Małą wróciłam do domu, pozwoliliśmy mu ją obwąchać. Poniuchał i odszedł. Był trochę zdziwiony, co to za dziwne stworzenie. Pierwsze dni spędził obserwując Małą, kiedy leżała w łóżeczku. Zwłaszcza, gdy płakała. Gdy trzymaliśmy ją na rękach, przewijaliśmy czy kąpaliśmy, smutny odsuwał się gdzieś na bok. Chyba ten pierwszy okres był dla niego ciężki. Zrobił się bardziej osowiały, trochę się wycofał. Ale ten czas miał dla niego też i dobre strony. Była wiosna, potem lato. Zabierałam Małą i psa na wielogodzinne spacery.
Z tygodnia na tydzień było lepiej. Z jednej strony ignorował Małą,  z drugiej cały czas był przy niej. Trwało ładnych kilka miesięcy, zanim w pełni pogodził się ze swoją sytuacją i ją zaakceptował. Wreszcie dotarło do niego, że Mała nie stanowi zagrożenia. Że nadal jest kochany (a nawet do kochania przybyła jeszcze jedna osoba), i że nie straci domu. Im Mała bardziej rośnie, tym więź staje się silniejsza. Najpierw, kiedy bawiła się na macie kładł się obok niej, ale udawał, że ten człowieczek nic, a nic go nie interesuje. On sobie tylko tu leży, bo jest miękko. Potem zaczął coraz bardziej zwracać na nią uwagę (zwłaszcza, kiedy pachniała jedzeniem, albo była nim pomazana i można było liznąć, albo trzymała jakiś smakołyk w łapkach, który można było ukraść). Pozwalał jej bawić się swoimi zabawkami, jej zabawek nie ruszał. Teraz są już prawdziwymi kumplami. Chociaż w Małą czasami wstępuje leniuch, wie że psa trzeba zabrać na spacer, pamiętać, żeby dać mu jeść i pić, pobawić się z nim.


Wie, że czworonożny przyjaciel to też obowiązek, że jesteśmy za niego odpowiedzialni, bez nas nie da sobie rady. Najpierw mówiła do niego Nunuś, potem Nelo, teraz jest Nero, Neruś albo Mordka. Kiedy pies się gorzej czuje albo deneruje, ona przytula go, pociesza, głaszcze, tłumaczy, że będzie dobrze. Kiedy Mała się bawi, pies podchodzi, zagląda co robi (niejednokrotnie burząc niechcący misternie zbudowaną budowlę i depcząc po zabawkach), mimo że go odgania, wie że to przecież z miłości, bo on chce być blisko niej.
Nie potrafię zrozumieć dlaczego tak wielu ludzi, w momencie gdy na świat przychodzi dziecko, pozbywa się psa. To jest okrutne! Jeśli już jest to konieczne, bo pies jest agresywny, albo dziecko ma silną alergię i nie można temu zaradzić, trzeba znaleźć mu nowy dom, żeby jak najmniej na tym ucierpiał, a nie porzucać (co niestety często ma miejsce)!  A przecież mając psa, dziecko może się tak wiele nauczyć! Razem potrafią stworzyć doskonały team!



niedziela, 12 stycznia 2014

LIEBSTER BLOG AWARD

Wyróżnienie otrzymałam od Anny Sikory. Zrobiło mi się bardzo miło, kiedy w komentarzach przeczytałam, że zostałam nominowana, że komuś się podoba to, co piszę. 





„Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.

Nie było mi łatwo zdecydować, które blogi wybrać. Jest tyle ciekawych! Zajęło mi to dwa wieczory, by ostatecznie nominować następujące:



Oto moje pytania:

1. Zaczynam dzień od ...........
2. Jak często robisz coś dla siebie?
3. Jaki jest Twój ulubiony film?
4. Co zmieniłabyś w swoim życiu?
5. Co daje Ci największą satysfakcję?
6. Mam słabość do .............
7. Jaki jest Twój wymarzony prezent?
8. Co najbardziej drażni Cię u innych?
9. Twój największy sukces?
10. Nie wychodzę z domu bez ..............
11. Co jest dla Ciebie najważniejsze?

A to pytania, na które ja musiałam odpowiedzieć:

1.  Moja piosenka roku "Pada deszcz, pada deszcz, wieje, wieje wiatr..." Nie znam niestety tytułu. To piosenka, której Mała nauczyła się w przedszkolu i wykonuje ją przy każdej okazji:)
2. Najważniejsze wydarzenie roku 2013 Wakacje z rodziną.
3. W tym roku chciałabym Nauczyć się czegoś nowego, co pozwoli mi się rozwijać.
5. Moją pasją jest ostatnio pisanie bloga i bieganie.
6. Kocham rodzinę
7. Ulubiona książka/autor/autorka w tej chwili Pilipuk
8. Na bezludną wyspę zabrałabym córkę
9.Ulubiona zabawa z dzieciństwa w "Czterech pancernych". Raz byłam Jankiem, raz Marusią.
10. W weekend zazwyczaj ubieram się wygodnie
11. Ulubiona miejscowość na wypoczynek to cicha, odludna. Nie ważne gdzie, byle nie było tłumu i hałasu.



czwartek, 9 stycznia 2014

Jak wychować szczęśliwego psa: Dziecko i pies

Jak wychować szczęśliwego psa: Dziecko i pies: A to taka wisienka na torcie, mój blog ma swojego prywatnego rysownika Dzieci albo lubią psy albo się ich panicznie boją. W ciągu t...

Gimnastyka!

Mała jest dzieckiem, które rozsadza energia. Dla nas rodziców bywa to czasem męczące, ale w gruncie rzeczy cieszę się, że lubi i potrzebuje dużo ruchu. Nie wiem na jakim poziomie jest teraz wf w szkołach, ale ja ze swojego dzieciństwa nie wspominam tych lekcji najlepiej. Dlatego pomyślałam, że będzie dobrze, jeśli Mała skorzysta z możliwości i zacznie ćwiczyć zanim zacznie chodzić do szkoły, a przy okazji wyszaleje się i wyładuje trochę swoją niespożytą energię.  Ponad rok temu w naszym mieście powstał The Little Gym.



wtorek, 7 stycznia 2014

W kinie zima, czyli "Królowa Śniegu"

Za oknami wciąż zimy brak, ale w kinach rządzi na całego. "Królowa Śniegu" to kolejny "mroźny" filmowy temat zaliczony przez nas ostatnio! Książkowa wersja tej bajki jest Małej doskonale znana. Czytałyśmy ją nie raz. Sama będąc dzieckiem nie bardzo przepadałam za nią, bo wydawała mi się zbyt mroczna, może z powodu ilustracji, które były w mojej książce. Ale, gdy jako dorosła osoba wróciłam do niej, zupełnie zmieniłam zdanie. Zatem jak tu nie skorzystać z kinowej propozycji, skoro Mała lubi tę opowieść, a ja ją od nowa odkryłam i polubiłam.


W wersji filmowej, która odbiega nieco od znanej nam wersji książkowej, pojawiło się kilka nowych postaci np. sympatyczna biała łasica i śmieszny troll, którzy towarzyszą Gerdzie w wyprawie na ratunek bratu, do pałacu Królowej. Są też nowe wątki, które Małą tak bardzo intrygowały, że jeszcze długo po wyjściu z kina rozmawiałyśmy o filmie. Co ważne, morał jest bardzo wyraźny i czytelny dla maluchów (czego często w bajkach brakuje). A słownictwo i żart bardziej dla dzieci niż dorosłych, co też jest rzadkością (może dlatego, że film nie jest amerykański, a rosyjski?). Wygląda na to, że bajka podobała się Małej i zrobiła na niej duże wrażenie, bo rano po przebudzeniu opowiadała, że śniła jej się Gerda.







sobota, 4 stycznia 2014

Wokół oczu

Nieprzespana noc, zbyt długie siedzenie przed komputerem, to wszystko odbija się na moich oczach, które są zmęczone i zaczerwienione, opuchnięte i podkrążone. Sińce nie są najgorsze, bo można je zatuszować. Ale z workami jest dużo gorzej. Próbowałam różnych sposobów pozbycia się ich i efekt był marny. Dopiero kiedy zaczęłam stosować INTENSYWNY KREM REDUKUJĄCY CIENIE I WORKI POD OCZAMI SPF15 OPTI-CAPILARIL (Pharmaceris) zauważyłam poprawę już po pierwszym użyciu. A wyzwanie przed kremem postawiłam duże, bo testowałam go po Sylwestrze. Cena 39,90


Z kolei na zmęczone i zaczerwienione, ale również podkrążone oczy stosuję orzeźwiające ogórkowe płatki EYEYE, które są nasączone substancjami kojącymi (świeżym ogórkiem, witaminami B5 i E, wyciągiem z ziół: z kwiatu portulaki, żeń-szenia, herbaty i rumianku, hyaluronatem - naturalną substancją odżywczą skóry) oraz anty-utleniaczami. Efekt jest dużo lepszy, gdy płatki przed użyciem włoży się do lodówki. Cena 29,99



Również rzęsy wymagają pielęgnacji, zwłaszcza kiedy są delikatne i cienkie. Moje przeszły dużo testów, ale właściwe nie znalazłam preparatu, który by je wzmocnił nie podrażniając jednocześnie oczu. Na regenerujący krem do rzęs L’biotica natknęłam się w drogerii Superpharm. Jako, że kosztował niewiele, postanowiłam go wypróbować. Okazało się, że całkiem nieźle nawilża, wzmacnia, wydłuża rzęsy. Efekt pogrubienia jest nieznaczny, ale za to zauważyłam, że zdecydowanie mniej wypadają. Poprawę zauważyłam już po około miesiącu stosowania. Co ważne, krem może być stosowany przez osoby noszące soczewki kontaktowe. Nie jest szkodliwy ani drażniący nawet dla bardzo wrażliwych oczu. Cena ok. 10 zł


I na koniec tusz. W tym przypadku też przeszłam długą drogę poszukiwań tego najlepszego. Wszystkie się kruszyły, rzęsy często były posklejane, widoczne były grudki. Jakoś nie mogłam znaleźć odpowiedniego. Dopiero tusz Clump Defy od Max Factor spełnił moje oczekiwania. Rzęsy są przedłużone i pogrubione, ale zachowują delikatność i lekkość, nie sklejają się i nie ma grudek, tusz nie osypuje się. Wystarcza mi tylko jedna warstwa. Rzęsy są ładnie podkreślone, a przy tym pozostają naturalne. Cena ok. 50 zł

środa, 1 stycznia 2014

Jak pies "bawi się" w Sylwestra

Przez wiele lat dla naszego psa (kundelka znalezionego ponad 13 lat temu) Sylwester był najgorszą nocą w roku. Tę spędził w miarę na luzie, a to tylko dlatego, że z racji podeszłego wieku niedosłyszy. Ale dopóki miał doskonały słuch, każdy Sylwester był dla niego katorgą, podobnie jak dla wielu innych psów. Najgorsza nawet burza w porównaniu tym, co się wtedy działo, była błahostką. Właściwie już wczesnym popołudniem, kiedy niecierpliwi zaczynali strzelać z petard, nie mógł sobie znaleźć miejsca w domu, dysząc i drżąc ze strachu szukał jakiejś kryjówki, w której poczułby się bezpiecznie. Wszelkie próby zagłuszenia czy przytłumienia odgłosów wystrzałów, zwłaszcza w okolicy północy, zdawały się na nic. Strach był tak wielki, że ulgi nie przynosiły nawet środki uspokajające, przepisywane przez weterynarza. Z oczami jak u baseta, na rozjeżdżających się łapach, biedaczyna próbował dostać się do wanny (właściwie nie wiem dlaczego wydawało mu się, że tam jest bezpieczniej). Nie wiedzieliśmy jak mu pomóc, byliśmy bezradni. Dopiero nad ranem, kiedy cichły huki, wyczerpany zasypiał. Ale spokój nie trwał długo, bo powtórka z rozrywki, no może z mniejszym natężeniem, zaczynała się już w Nowy Rok rano, kiedy ci, którzy nie byli zbyt skacowani zaczynali strzelać z tego, czego nie udało im się zużyć o północy. I tak przez cały dzień... W zeszłym roku widziałam pewnego tatusia, który wraz z małymi synkami przyjechał na parking obok osiedla wystrzelać niezużyte petardy. Rozumiem, że pijane wyrostki są bezmyślne. Ale odpowiedzialni tatusiowe powinni raczej pomyśleć ile krzywdy tą swoją zabawą mogą wyrządzić innym. A nie wspomnę już o tym, ile psów wystraszonych hałasem uciekło i nigdy się nie odnalazło. Nasz Nero też miał tendencję do uciekania gdzie oczy poniosą, gdy tylko go coś wystraszyło. Dlatego 31 grudnia i w Nowy Rok nadal unikałam dalekich spacerów i zawsze prowadzę go na smyczy, bo przecież musi wyjść, chociaż na krótką chwilę.
I tak się zastanawiam, czy Sylwester bez petard byłby mniej udany, czy ludzie mają tak mało wyobraźni, żeby pomyśleć o tym co dzieje się ze zwierzętami (nie tylko z psami)?