poniedziałek, 13 stycznia 2014

Mała i jej pies

Mała kocha psa, pies kocha Małą. Na szczęście moje obawy, które miałam jeszcze w ciąży, nie sprawdziły się. Nasz pies, znaleziony kundelek Nero, wtedy miał już 8 lat. Był dorosłym, zazdrosnym i rozpieszczonym psem, z ugruntowaną pozycją w domu (przyznaję, popełniłam, błędy wychowawcze gdy był maleńkim szczeniakiem). Obawiałam się, jak przyjmie, jakby nie było, konkurencję w postaci małego osobnika, który skupi na sobie większość naszej uwagi i nie ukrywajmy, czułości. Zmianę w jego zachowaniu, pozytywną na szczęście, zauważyłam już podczas ciąży. Czuł, że jestem jakaś "inna". Zrobił się delikatniejszy. Do tej pory miał zwyczaj witać się, skacząc i opierając łapy o mój brzuch. Wtedy przestał to robić. Z kolei któregoś dnia poszedł do mnie jakiś obcy piesek, który nie sprawiał wrażenia groźnego. Nero, który w stosunku do przedstawicieli swojego gatunku (i nie tylko) jest łagodny, cały się zjeżył, zaczął warczeć i odstraszył intruza. Ale mimo to, im bliżej było porodu, tym bardziej się denerwowałam jak sobie poradzi z zazdrością. Czy się załamie, czy stanie agresywny? Dużo naczytałam się na temat przygotowania psa na przyjście nowego członka rodziny. Gdy Mała pojawiła się na świecie i byłyśmy jeszcze w szpitalu, mąż przynosił do domu jej rzeczy i dał psu do wąchania. Żeby w ten sposób „poznawał” nowego członka rodziny. Kiedy razem z Małą wróciłam do domu, pozwoliliśmy mu ją obwąchać. Poniuchał i odszedł. Był trochę zdziwiony, co to za dziwne stworzenie. Pierwsze dni spędził obserwując Małą, kiedy leżała w łóżeczku. Zwłaszcza, gdy płakała. Gdy trzymaliśmy ją na rękach, przewijaliśmy czy kąpaliśmy, smutny odsuwał się gdzieś na bok. Chyba ten pierwszy okres był dla niego ciężki. Zrobił się bardziej osowiały, trochę się wycofał. Ale ten czas miał dla niego też i dobre strony. Była wiosna, potem lato. Zabierałam Małą i psa na wielogodzinne spacery.
Z tygodnia na tydzień było lepiej. Z jednej strony ignorował Małą,  z drugiej cały czas był przy niej. Trwało ładnych kilka miesięcy, zanim w pełni pogodził się ze swoją sytuacją i ją zaakceptował. Wreszcie dotarło do niego, że Mała nie stanowi zagrożenia. Że nadal jest kochany (a nawet do kochania przybyła jeszcze jedna osoba), i że nie straci domu. Im Mała bardziej rośnie, tym więź staje się silniejsza. Najpierw, kiedy bawiła się na macie kładł się obok niej, ale udawał, że ten człowieczek nic, a nic go nie interesuje. On sobie tylko tu leży, bo jest miękko. Potem zaczął coraz bardziej zwracać na nią uwagę (zwłaszcza, kiedy pachniała jedzeniem, albo była nim pomazana i można było liznąć, albo trzymała jakiś smakołyk w łapkach, który można było ukraść). Pozwalał jej bawić się swoimi zabawkami, jej zabawek nie ruszał. Teraz są już prawdziwymi kumplami. Chociaż w Małą czasami wstępuje leniuch, wie że psa trzeba zabrać na spacer, pamiętać, żeby dać mu jeść i pić, pobawić się z nim.


Wie, że czworonożny przyjaciel to też obowiązek, że jesteśmy za niego odpowiedzialni, bez nas nie da sobie rady. Najpierw mówiła do niego Nunuś, potem Nelo, teraz jest Nero, Neruś albo Mordka. Kiedy pies się gorzej czuje albo deneruje, ona przytula go, pociesza, głaszcze, tłumaczy, że będzie dobrze. Kiedy Mała się bawi, pies podchodzi, zagląda co robi (niejednokrotnie burząc niechcący misternie zbudowaną budowlę i depcząc po zabawkach), mimo że go odgania, wie że to przecież z miłości, bo on chce być blisko niej.
Nie potrafię zrozumieć dlaczego tak wielu ludzi, w momencie gdy na świat przychodzi dziecko, pozbywa się psa. To jest okrutne! Jeśli już jest to konieczne, bo pies jest agresywny, albo dziecko ma silną alergię i nie można temu zaradzić, trzeba znaleźć mu nowy dom, żeby jak najmniej na tym ucierpiał, a nie porzucać (co niestety często ma miejsce)!  A przecież mając psa, dziecko może się tak wiele nauczyć! Razem potrafią stworzyć doskonały team!



3 komentarze: