Ach, jak cudowny był ostatni weekend. Tym razem kierunek
góry. To była dobra decyzja, chociaż pogoda taka sobie. Czasami piękne widoki tatrzańskich
szczytów przysłaniały chmury, ale to i tak nie przeszkodziło nam w pieszej
wyprawie do Morskiego Oka . To była pierwsza taka wyprawa Małej i wygląda na to,
że nie ostatnia. Już myśli o kolejnych górskich wycieczkach. Chociaż nóżki
bolały, dziarsko maszerowała. A im wyżej się wspinała, tym było więcej śniegu.
Odbyłyśmy już pierwszą bitwę na śnieżki! I spotkałyśmy piękną łanię, która skubiąc
gałązkę zupełnie nic sobie nie robiła z gromadki przyglądających się jej ludzi. Mała dostała odznakę „Turysty tatrzańskiego”, którą z dumą nosi przypiętą do
kurtki. A przy okazji spędziłyśmy kilka chwil w schronisku z ponad stuletnią historią i dowiedziałyśmy się, że stara nazwa Morskiego Oka, to Rybi Staw, od żyjących w wodach jeziora pstrągów. Uwieńczeniem ciężkiego dnia była kąpiel w gorących źródłach. Dla Mamy doskonały
relaks, dla Małej świetna zabawa.
Ten blog jest o tym co łączy mamę i córkę. O wspólne spędzanym czasie na zabawie, szaleństwach, spacerach, gotowaniu, jedzeniu, strojeniu się, czytaniu i wszystkim innym co razem lubią robić Mała i Mama. O tym, że mama i córka to przyjaciółki, zgrany duet. O marzeniach. Mała chciałaby być wróżką albo księżniczką i marzy o tym, żeby nauczyć się latać. Mama już wie, że nigdy nie będzie ani wróżką ani księżniczką, ale wciąż wierzy, że kiedyś nauczy się latać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz