Czekolada. Kto jej nie lubi? Dodaje energii i poprawia humor. Gorzka, ciemna czekolada jest najzdrowsza. Zawiera mnóstwo substancji, które mają pozytywny wpływ na organizm. Głownie magnez i wapń. Jedna tabliczka czekolady zawiera około 20 proc. dziennego zapotrzebowania na te mikroelementy. Nie tylko dobrze smakuje i poprawia nastrój, zawiera także antyoksydanty, chroni pamięć i opóźnia starzenie. Za oknem brzydko, zimno, wietrznie. Żeby dodać sobie energii i poprawić humor, upiekłyśmy z Małą boskie, rozpływające się w ustach, czekoladowe ciasto, czyli brownie. Przygotowanie jest bardzo proste i zajmuje niewiele czasu. Czyli przepis w sam raz dla Małej i Mamy.
Ten blog jest o tym co łączy mamę i córkę. O wspólne spędzanym czasie na zabawie, szaleństwach, spacerach, gotowaniu, jedzeniu, strojeniu się, czytaniu i wszystkim innym co razem lubią robić Mała i Mama. O tym, że mama i córka to przyjaciółki, zgrany duet. O marzeniach. Mała chciałaby być wróżką albo księżniczką i marzy o tym, żeby nauczyć się latać. Mama już wie, że nigdy nie będzie ani wróżką ani księżniczką, ale wciąż wierzy, że kiedyś nauczy się latać…
sobota, 30 listopada 2013
Czekoladowe brownie i "Czekolada"
Czekolada. Kto jej nie lubi? Dodaje energii i poprawia humor. Gorzka, ciemna czekolada jest najzdrowsza. Zawiera mnóstwo substancji, które mają pozytywny wpływ na organizm. Głownie magnez i wapń. Jedna tabliczka czekolady zawiera około 20 proc. dziennego zapotrzebowania na te mikroelementy. Nie tylko dobrze smakuje i poprawia nastrój, zawiera także antyoksydanty, chroni pamięć i opóźnia starzenie. Za oknem brzydko, zimno, wietrznie. Żeby dodać sobie energii i poprawić humor, upiekłyśmy z Małą boskie, rozpływające się w ustach, czekoladowe ciasto, czyli brownie. Przygotowanie jest bardzo proste i zajmuje niewiele czasu. Czyli przepis w sam raz dla Małej i Mamy.
czwartek, 28 listopada 2013
Wspomnienia ze Słowacji
Słowackie Tatry. Fajnie i niedaleko. Jeśli komuś znudziły się tłumy panujące w naszych górskich kurortach, polecam.Wiosną odwiedziliśmy te okolice (nie po raz pierwszy z resztą), a wspomnienia mnie naszły, bo już mi się marzy zimowa wycieczka.
poniedziałek, 25 listopada 2013
Pierwszy śnieg
Jak to jest, że zawsze jak zapowiadają brzydką pogodę, prognozy się sprawdzają. Jak zapowiadają ładną, przeważnie nie? Tym razem zapowiadano śnieg i ten rzeczywiście spadł. Na szczęście wczoraj wygrzebałam z szafy ciepłe ubrania i zimowe kurtki. Kiedy wyjrzałam rano przez okno zobaczyłam, padające gęsto,duże płatki śniegu. Tym razem nie miałam problemu z dobudzeniem Małej, bo na hasło „Kochanie, wstań i zobacz jak śnieg pada”, natychmiast się zerwała na równe nogi i urzeczona obserwowała padający śnieg. I na tym radość z nadejścia zimy się skończyła. Kiedy wyszłyśmy na spacer z psem, już nie było tak fajnie, bo zimno i nieprzyjemnie. Może gdyby uzbierała się grubsza warstwa śniegu i można by było pobawić się w śnieżki albo ulepić bałwana, radość byłaby większa. A tak Mała okutana (zasłoniła sobie nawet buzię) chciała wracać do domu jak najprędzej, twierdząc, że nie lubi zimy. Ja ten pierwszy śnieg przypłaciłam utratą telefonu (a wraz z nim wszystkich zdjęć), który podczas próby udokumentowania tego zjawiska meteorologicznego, wyślizgnął mi się ze zmarzniętej ręki, upadł na ziemię i rozbił. Tylko pies nie przejął się zmianą pogody i z przysypanymi śniegiem plecami niewzruszenie obwąchiwał okolicę.
P.S. Ale tak na prawdę to czekałam na zimę i śnieg. Byleby tylko
nie trwała zbyt długo
i nie była zbyt mroźna.
![]() |
Hans License |
niedziela, 24 listopada 2013
Weekendowe kinomaniactwo i... rozczarowanie
Wyczekiwany weekend, a pogoda paskudna. Za to w kinach kilka
propozycji bajek dla dzieci. W związku
z tym, sobotnie popołudnie postanowiliśmy spędzić całą rodziną w kinie. Pod uwagę braliśmy dwa
filmy: „Rysiek Lwie Serce” i „Ratujmy
Mikołaja”. Mała długo się zastanawiała, ostatecznie wybrała „Ryśka”, opowieść
o dzielnym chłopcu, który chciał być rycerzem, a „Ratujmy Mikołaja” zostawiła
na inny weekend. Zwiastun http://www.youtube.com/watch?v=ydkc1TrrivU i opis, w którym wyczytałam, że to przezabawna opowieść, dawały dużą nadzieję, że i Mała się będzie dobrze bawić, i my rodzice też. Tak więc pełni oczekiwań udaliśmy się na seans. I co?
Rozczarowanie. Moje jako mamy niespełna pięcioletniego dziecka. Po pierwsze, z
racji kilku dość wulgarnych (jak na małe dziecko) dialogów i wielu scen walk, nie
rozumiem na jakiej podstawie przyznawane są oznaczenia wiekowe. Dodam tylko, że "Rysiek Lwie Serce" oznaczony jest jako film bez ograniczeń wiekowych. A w kinie były
i 3-letnie dzieci. Po drugie z filmu Mała w zasadzie nic nie wyniosła. Oczywiście bajka
jej się podobała, ale jedyne co zapamiętała to walka i to, że Rysiek został
rycerzem. Tyle. Morał o tym, że dzięki wytrwałości można spełnić marzenia, dla małych dzieci jest raczej nieczytelny. A określenie "przezabawna opowieść" też, moim zdaniem, jest mocno przesadzone. Ani Mała nie rechotała ze śmiechu, ani my. Można by pomyśleć, że coś nie tak u nas z poczuciem humoru. Tylko, że sala też raczej nie wybuchała śmiechem. Widziałam kilka bajek (bardziej) dla dzieci, które były zdecydowanie zabawniejsze.
Takie są moje wrażenia po obejrzeniu filmu...
Takie są moje wrażenia po obejrzeniu filmu...
piątek, 22 listopada 2013
Nowe perełki z ciucholandu
Kolejny
wypad do secondhandu zakończony sukcesem! Uwielbiam zakupy w ciucholandach, bo żadne inne z nie dają mi
takiej satysfakcji jak te. A dla Małej niezłą frajdą jest buszowanie wśród niezliczonej
ilości ubrań, spośród których udało nam się wygrzebać kilka fajnych dziecięcych
kreacji. Zwłaszcza z fioletowej sukienko-tuniki (JOHN LEWIS 14 zł) i spódniczki
(NEXT 12 zł) Mała bardzo się ucieszyła. Do spódniczki świetnie pasuje limonkowa bluzeczka, która
urzekła nas żywym kolorem (NKY za 8 zł). Znalazłyśmy też śliczne fioletowe
spodenki (CHEROKEE za 14 zł), które tworzą fajny zestaw z ciekawą i oryginalną bluzeczką z sowami (TU 10 zł). Założę się, że nie spotkamy drugiej
dziewczynki ubranej tak samo jak Mała!
czwartek, 21 listopada 2013
Mama musi być fit!
Mała rośnie bardzo szybko. A proporcjonalnie do wzrostu, rośnie poziom jej energii. Wydaje mi się, że ma
jej niespożyte pokłady. Jest w ciągłym ruchu . I tego samego oczekuje od Mamy.
A to zabawa w berka, w chowanego, gra w piłkę, jazda na hulajnodze, rowerze,
wspólna wspinaczka w parku linowym, szalone tańce. Wymieniać można by długo. A
w tym wszystkim Mama musi dotrzymać
kroku. Bo przecież chodzi o to, żeby Mama była też kompanem do zabawy, a nie
wiecznie zmęczoną, smętną mamą, która tylko goni dziecko do obowiązków.
Oczywiście obowiązki są ważne, ale dzieckiem jest się tylko raz i trzeba dać
mu szansę spożytkować ten czas na zabawę. Bo jak nie teraz, to kiedy? A na
dodatek sezon narciarski za pasem. Dlatego drogie Panie Mamy, jeśli tego
jeszcze nie zrobiłyście, zacznijcie dbać o kondycję! Bo jak od dawna wiadomo
sport to zdrowie. A w zdrowym ciele zdrowy duch. Im lepszą mamy kondycję, tym
więcej pożytku mają z nas nasze Bąble. Ja kilka miesięcy temu zaczęłam biegać.
Początkowo z trudem udawało mi się pokonywać krótkie dystanse. Kilka razy nawet
wydawało mi się, że nie dowlokę się z powrotem do domu. Ale z czasem było coraz
lepiej. Stopniowo zaczęłam zwiększać odległość i teraz bez problemu przebiegam po kilkanaście kilometrów kilka razy w
tygodniu. Oprócz tego regularne pływanie i pilastes. Na kręgosłup. A podczas
tych wszystkich ćwiczeń wzrasta poziom endorfin, czyli hormonu szczęścia. Czuję
się fantastycznie, a co najważniejsze nadążam za Małą. Nie żal mi tego, że
kradnę te kilka chwil wspólnego czasu i przeznaczam go tylko dla siebie, bo
wiem, że później w zabawie będzie dużo większy ze mnie pożytek i siła na nowe
szaleństwa.
Tak z kulturą
Mała często, pewnie jak każde dziecko, używa słów, których
sens nie do końca rozumie, albo nie potrafi znaleźć dla nich właściwego
zastosowania. Oczywiście ma też
swoje
„złote myśli”, które potrafią rozbawić do łez. Mama podpowiedziała mi,
że warto notować takie wypowiedzi, bo po
jakimś czasie już się tego nie pamięta. Wiele razy miałam zamiar się za
to zabrać, ale zanim się zmobilizowałam, zapominałam. Tym razem
postanowiłam działać od razu.
Oto pierwsza seria:
Mała: Kupię nam dom za moje pieniążki.
Mama: Ale dom jest bardzo drogi. Skąd weźmiesz tyle
pieniędzy?
Mała: No, szukam, szukam i znajduję, czasami coś wam skubnę.
Dzwoni telefon.
Mama: Kochanie, możesz podać mi telefon?
Mała: Właśnie do tego zmierzam.
Mama: Często dostajecie w przedszkolu słodycze, w nagrodę za
zjedzenie warzyw?
Mała: No, nieee. Tak z kulturą.
Babeczki, a może muffiny?
Chyba jednak
babeczki.
Kiedyś
zastanawiałam
się, czy muffiny różnią się czymś od babeczek, czy to tylko obca nazwa
tego samego ciastka. Sprawdziłam zatem w internecie. Odtąd wiem, że
między muffinami, a babeczkami jest zasadnicza różnica. Dwie podstawowe
cechy odróżniają te pierwsze od
babeczek. Pierwsza, w fazie przygotowania, kiedy to suche składniki
miesza się
razem, niezależnie od mokrych, a tłuszczem jakiego się używa jest olej.
Następnie
łączy się suche z mokrymi, ale wyłącznie ręcznie (niezbyt dokładnie),
używając
łyżki lub szpatułki. Drugą cechą jest wygląd. Muffiny mogą wyrastać
wysokie i
są ciężkie. Babeczki (cupcakes) mają delikatną strukturę, składniki
(suche razem
z mokrymi) muszą być dokładnie wymieszane, najlepiej mikserem. Tłuszcz
jakiego
się używa, to masło.
Z tego
wynika, że dziś upieczemy babeczki. Wszyscy bardzo je lubią, a Mała cieszy się kiedy
może barć czynny udział w przygotowywaniu. Ubiera swój fartuszek, przysuwa do
blatu taboret, na którym staje i bierzemy się do przygotowania i odmierzania
składników. Mała musi każdy z nich spróbować. I to chyba jest dla niej
najfajniejsza część pieczenia. Zawsze skubnie trochę cukru, czekolady, orzecha,
wyliże ubrudzone masą paluszki. A im więcej pysznych składników, tym większa
frajda. Przygotowane składniki po prostu mieszamy mikserem w misce, zaczynając od ubicia
cukru z masłem, potem kolejno dodajemy jajka, mleko, cukier z wanilią,
przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. Ja mieszam, Mała
dodaje. Na koniec dorzuca rozdrobnioną czekoladę i orzechy oraz żurawiny. Potem
przekłada masę do foremek, a ja wkładam do piekarnika nagrzanego do 190C, gdzie
pieką się przez 20-25 min. Przez cały czas pod nogami plącze nam się pies, w
nadziei, że coś spadnie na podłogę i uda mu się to porwać. Potem razem z Małą zaglądają do
piekarnika i kontrolują, czy babeczki dobrze rosną. Pod okiem takich szefów
kuchni nie ma prawa być inaczej.
Jak widać
przygotowanie naszych babeczek jest bardzo proste. Potrzebnych jest tylko kilka składników:
100 dag
drobnego cukru trzcinowego
115 dag
masła (najlepiej jeśli trochę poleży w cieple, żeby nie było za twarde)
2 jajka
90 ml mleka
cukier z
prawdziwą wanilią
220 dag mąki
2 łyżeczki
proszku do pieczenia
szczypta
soli
A dalej
możliwa jest improwizacja. Ja zawsze dodaję to, co akurat mam w domu. Tym razem
były to:
po 2 garście
orzechów włoskich i suszonej żurawiny
tabliczka
gorzkiej czekolady 70%
czwartek, 14 listopada 2013
Sport to zdrowie, czyli Mała i Mama na basenie
Mała zaczęła oswajać się w wodą kiedy skończyła 3 miesiące, czyli chodzi na pływalnię już ponad 4 lata. Wtedy zapisałam ją na pierwsze zajęcia dla bobasów. Od tamtej pory regularnie chodzimy na basen. Nasze popołudniowo-wieczorne pływanie to fajnie i aktywnie spędzony czas. Znów coś, co Mała i Mama mogą robić razem, chociaż trochę osobno. Bo kiedy Mała wraz z rówieśnikami bierze udział w zajęciach, doskonaląc pływanie pod czujnym okiem instruktora, Mama pokonuje kolejne długości basenu, doskonaląc kondycję. Bo przy takiej energicznej Małej, dobra forma jest na wagę złota! Zajęcia na basenie to przyjemne z pożytecznym, bo jak wiadomo sport to zdrowie, a w szczególności pływanie. Doskonale wpływa na rozwój fizyczny i psychiczny dzieci, poprawia odporność organizmu i zwiększa jego wydolność, dodaje ciału lekkości, modeluje sylwetkę, pozwala stracić nadmiar tkanki tłuszczowej i tym samym wspomaga odchudzanie, opóźnia oznaki starzenia się (zwłaszcza te ostatnie zalety, to coś dla mamy!). A, że obie uwielbiamy wodę i wszelkie basenowe uciechy, dlatego zawsze po zajęciach mamy jeszcze czas i siłę na wspólne szaleństwo. Zjeżdżalnia, nurkowanie, ulubiona zabawa w syrenki, a potem powrót do domu i twardy, zdrowy sen.
wtorek, 12 listopada 2013
A w górach śnieg!
Ach, jak cudowny był ostatni weekend. Tym razem kierunek
góry. To była dobra decyzja, chociaż pogoda taka sobie. Czasami piękne widoki tatrzańskich
szczytów przysłaniały chmury, ale to i tak nie przeszkodziło nam w pieszej
wyprawie do Morskiego Oka . To była pierwsza taka wyprawa Małej i wygląda na to,
że nie ostatnia. Już myśli o kolejnych górskich wycieczkach. Chociaż nóżki
bolały, dziarsko maszerowała. A im wyżej się wspinała, tym było więcej śniegu.
Odbyłyśmy już pierwszą bitwę na śnieżki! I spotkałyśmy piękną łanię, która skubiąc
gałązkę zupełnie nic sobie nie robiła z gromadki przyglądających się jej ludzi. Mała dostała odznakę „Turysty tatrzańskiego”, którą z dumą nosi przypiętą do
kurtki. A przy okazji spędziłyśmy kilka chwil w schronisku z ponad stuletnią historią i dowiedziałyśmy się, że stara nazwa Morskiego Oka, to Rybi Staw, od żyjących w wodach jeziora pstrągów. Uwieńczeniem ciężkiego dnia była kąpiel w gorących źródłach. Dla Mamy doskonały
relaks, dla Małej świetna zabawa.
piątek, 8 listopada 2013
Foliowa Calineczka
W przedszkolu co rusz organizowane są konkursy plastyczne.
To bardzo fajne inicjatywy, pod warunkiem, że prace wykonują dzieci z niewielką
pomocą rodziców, a nie rodzice ze znikomym, a czasami mam wrażenie, wręcz żadnym udziałem dzieci. Mała bardzo lubi
brać udział we wszelkich zajęciach i konkursach, więc i tym razem z ochotą
i zapałem przystąpiła do pracy. Temat konkursu: „Co potrafię zrobić z surowców wtórnych”.
Dzieci miały za zadanie wykonać figurę przestrzenną lub dwuwymiarową z surowców
wtórnych. Pierwszym pomysłem Małej było zrobienie robota, potem był smok, a ostatecznie
stanęło na Calineczce. Przez tydzień gromadziłam wszystko, co potencjalnie
mogło przydać się do pracy Małej. Pudełka, pudełeczka, plastikowe pojemniczki, zakrętki,
butelki, gazety, foliowe reklamówki itp. Kiedy zapadła decyzja co będzie robione, wspólnie
wybrałyśmy materiały. Do zrobienia Calineczki Mała wykorzystała kolorowe
foliowe reklamówki, butelkę po wodzie i pojemniczki po jogurtach. Ja pomogłam jej
przyciąć twarde plastikowe pojemniczki oraz butelkę, reszta to jej dzieło. Rano pomaszerowała
dumna, ze swoją Calineczką, do przedszkola.
Subskrybuj:
Posty (Atom)